Niedawno przypadkowo natknęliśmy się na bajkę Pixara z 2008 (moich dzieci nie było wtedy jeszcze na świecie, a ja byłam lekko po 20-stce), mimo to pamiętam ją całkiem dobrze. Teraz zrobiła na mnie jeszcze większe wrażenie niż 14 lat temu (kiedy życie było dużo mniej skomplikowane, a moim największym zmartwieniem było pojawianie się na zajęciach na czas i uczenie się do kolejnych egzaminów).
Historia jest bardzo prosta i z pozoru błaha, a jednocześnie chwyta mocno za serce - szczególnie teraz w roku 2022, gdzie widmo katastrofy ekologicznej jest coraz bliżej, a wizja opuszczonej, zniszczonej, pełnej gruzu i wraków samochodów Ziemi przypomina zdjęcia z zaatakowanej przez wojska rosyjskie sąsiedniej Ukrainy.
W bajce opuszczoną przez ludzi lanetę Ziemię próbuje uprzątnąć uroczy robot WALL.E, jest troszkę naiwny, zawzięty i ma uwielbia stare klasyczne amerykańskie szlagierów. Pewnego dnia na planetę przybywa EVE – przepiękna, nowoczesna maszyna, która szuka oznak życia, dla WALL·E, którego towarzyszem do tej pory był karaluszek, to prawdziwa rewolucja w życiu uczuciowym i nie tylko.
Nie mogę zdradzić więcej, ale... przesłanie tej bajki ma naprawdę mocny wydźwięk i cieszę się, że właśnie teraz obejrzałam ją po raz kolejny z moimi dziećmi. Dzięki tej bajce łatwiej było mi wytłumaczyć dzieciom aktualną kondycję Ziemi oraz przekazać im dlaczego każdy, chociaż drobny gest czy dobry uczynek i każdy rodzaj wsparcia czy pomocy udzielonej innym dzieciom czy dorosłym, a także ochrona zwierząt i roślin ma znaczenie.