piątek, 26 września 2014

Mama wraca do pracy

POZIOM: 0-1
 
Nadchodzi taki dzień w życiu każdego maluszka i każdej mamy, kiedy trzeba się rozstać na kilka godzin w ciągu dnia. Decyzja o powrocie do pracy nigdy nie jest łatwa. Z jednej strony po kilku lub (tym bardziej) po kilkunastu miesiącach kiedy maluszek ma nas praktycznie na wyłączność – potrzeba "wyrwania się z domu" jest całkowicie naturalna. Nawet jeśli świetnie czujemy się w roli mamy, prędzej czy później rutyna i brak stałej interakcji z dorosłymi ludźmi daje się we znaki. Z drugiej strony decydując się na powrót do pracy musimy zmierzyć się z wyrzutami sumienia i obawami, ze przegapimy ważne momenty w życiu naszego dziecka (jak pierwsze kroki) czy też, że nasza bliska więź wypracowana przez wiele miesięcy ulegnie bezpowrotnej zmianie. Dochodzi jeszcze czynnik zewnętrzny, czyli reakcja otoczenia. Czasami mąż lub dziadkowie usilnie próbują nam wmówić, że decyzja o powrocie do pracy nie wyjdzie nam i maleństwu na dobre. Kolejna sprawa to poukładanie sobie na nowo codzienności, w której oprócz dziecka i obowiązków domowych trzeba wykroić sporą część dnia na prace. Jak to zrobić?
 
Po pierwsze musimy podjąć decyzję o tym komu powierzymy opiekę nad maluszkiem – czy będzie to niania, dziadkowie czy też opiekunki w żłobku. Każde z rozwiązań ma swoje plusy i minusy. Decydując się na nianie, nie obawiamy się o to jak nasze dziecko zareaguje na nowe otoczenie, bo ono się nie zmieni. Maluszek nie ma kontaktu z innymi dziećmi, więc nie będzie częściej chorować, a poza tym w zależności od naszych potrzeb niania może zostać dłużej lub krócej danego dnia. Pojawia się tylko kwestia naszego zaufania do stosunkowo obcej osoby która z dnia na dzień zajmuje nasze miejsce na kilka godzin oraz ryzyko, że maluszek może jej nie polubić. W żłobku maluszek jest z kolei bardziej narażony na częste chorowanie, ale też zaczyna się szybciej rozwijać poprzez codzienną naukę i zabawę w towarzystwie innych dzieci. Ciężko zapewnić maluszkowi tak dobre warunki do rozwoju w domu. W żłobku ma też szansę na większą samodzielność, a stały kontakt z rówieśnikami jest bezcenny. Sytuacja w której maluszkiem opiekują się dziadkowie wydaje się być najlepszym rozwiązaniem, ale nie zawsze jest taka możliwość, a poza tym czasami jedna lub druga strona ma wzajemne obiekcje co do tej formy opieki nad maluszkiem.
 
W zależności od tego którą formę opieki nad maluszkiem wybierzemy musimy zmierzyć się z tym, że kilka pierwszych tygodni po rozstaniu może być ciężkie … Każde dziecko przechodzi okres adaptacji w żłobku czy bycia pod opieką niani lub dziadków w inny sposób. Niektóre maluchy czują się świetnie wśród innych dzieci w żłobku - podoba im się to, że są poza domem, mają inne zabawki i atrakcje w ciągu dnia. Czasami zapłaczą, ale ogólnie nie mają większych problemów adaptacyjnych. Ale są też maluszki, które zaczynają płakać jak tylko mama zniknie im z horyzontu - ciężko je uspokoić i zająć na tyle, żeby zapomniały, że mamy nie ma. Ten traumatyczny czas może potrwać kilka tygodni, a nawet jeśli nasze dzieci przejdą proces adaptacji gładko – my same możemy mieć z nim problem.
 
Począwszy od tego, że możemy przeżywać rozstanie z dzieckiem bardziej niż ono samo – drugi aspekt to odnalezienie się na nowo w pracy. W czasie kiedy nas nie było, w firmie dużo mogło się zmienić – musimy to bardzo szybko nadrobić poprzez odświeżenie swojej wiedzy, umiejętności i kontaktów z innymi pracownikami. Lepiej lub gorzej (w zależności od punktu widzenia) sytuacja przedstawia się kiedy zaczynamy zupełnie nową pracę. Pierwsze miesiące wymagają dużego zaangażowania – zdobywamy nową wiedzę, poznajemy nowych ludzi i szukamy najlepszego sposobu na radzenie sobie z nowymi obowiązkami. Dochodzi też element pewnego odrealnienia, tzn. przez pierwsze tygodnie w pracy czujemy się jak w zupełnie innej równoległej rzeczywistości – nagle możemy spokojnie wypić kawę, siedzieć dłużej niż 5 minut w jednym miejscu (w ogóle siedzieć) i nie robić kilku rzeczy na raz (!). Ale żeby nie było tak różowo…
 
Powrót do pracy wymaga jeszcze lepszej organizacji niż bycie z maluchem w domu. Dzień zaczyna się bardzo wcześnie – pobudka 6:00 – i tu zaczynają się pierwsze schody, bo maluszek który wcześniej budził się nawet ok. 5:00 nagle może zechcieć pospać dłużej. Najlepiej delikatnie wybudzić go przewinięciem lub butelka mleka. Później zaczyna się prawdziwy wyścig z czasem – w godzinę trzeba ogarnąć siebie, maluszka i jeszcze coś zjeść – pomoc męża jest nieodzowna. Tylko podział obowiązków (np. ja szykuję śniadanie a ty karmisz i ubierasz dziecko) gwarantuje sukces. Choć trzeba wziąć pod uwagę nieprzewidzialne zdarzenia, czyli np. jesteśmy już ubrani i gotowi do desantu a tu nagle na naszą koszulę ulewa się dziecku mleczko… albo ma miejsce poważniejsza katastrofa żywieniowa. Następny punkt dnia w planie dnia to sprawne odstawienie dziecka do żłobka oraz przetransportowanie się do biura – każda minuta jest cenna. Po (zazwyczaj) ośmiu godzinach pracy dzień się nie kończy – przed nami kolejne wyzwanie: punktualne wyjście z pracy i sprawny dojazd do żłobka/ domu. I tu pojawiają się przeszkody: niekończący się potok maili, korki, brak miejsca parkingowego lub niechęć dziecka do opuszczenia żłobka. Pomimo tych przeszkód, odbieranie dziecka ze żłobka to jedna z najprzyjemniejszych chwil dnia – ta radość malucha kiedy widzi mamę – dla mnie to wciąż niesamowite uczucie :)
 
 
Czas po pracy to tak naprawdę balansowanie pomiędzy aktywną zabawą z dzieckiem a zrobieniem chociaż jednej z 1001 rzeczy, które mamy do zrobienia (mam na myśli tzw. obowiązki domowe). Kryzys spod znaku samoczynnie opadających powiek pojawia się najczęściej między 18:00 a 19:00, ale kiedy już przez niego przebrniemy zostaje nam przedostatni punkt w grafiku - codzienne wieczorne oporządzenie maluszka (czyli kąpiel, karmienie, usypianie i przygotowanie wyprawki do żłobka na następny dzień).
 
Czas dla siebie… czasami dopiero od 21:00/ 22:00 wzwyż (w zależności jak szybko maluch uśnie). Ale nie oszukujmy się, często to nie jest czas tak naprawdę dla nas bo w pierwszej kolejności zajmujemy się nadrabianiem zaległości w praniu lub sprzątaniu, czy też po prostu znajdujemy chwilę na zrobienie zakupów przez Internet czy dokonanie płatności. Warto jednak powalczyć z powiekami raz jeszcze i dać sobie chwilę wyłącznie dla siebie.
 
Nie brzmi to zachęcająco? Nikt nie mówił, ze będzie łatwo. Napięty grafik dnia, zmęczenie, brak czasu dla siebie… to jedna strona medalu, a druga to spełniona mama i samodzielny maluszek.

sobota, 13 września 2014

Rodzinne filcowanie

POZIOM: 7-10

Niedługo zaczną się długie jesienne wieczory... na dworze szybko będzie robić się ciemno, a deszcz czy silny wiatr nie będą zachęcały do spacerów. Warto mieć co najmniej kilka pomysłów na ten czas, szczególnie takich, które zaangażują dzieci na dłużej, a przy okazji najmłodsi nauczą się nowej umiejętności.

Jedną z nich może być szycie. To umiejętność, która na jakiś czas odeszła do lamusa, a ostatnio wraca do łask. Mam wrażenie, że przede wszystkim za sprawą kilku materiałów, które ostatnio zrobiły się bardzo modne. Jednym z nich jest filc. Jego popularność można tłumaczyć tym, że jest dostępny w wielu kolorach, mięciutki a przede wszystkim naprawdę nie trzeba być mistrzem krawiectwa, żeby wyczarować z niego prawdziwe cudeńka. Tak naprawdę do pracy z tym materiałem wystarczy znajomość podstawowego ściegu.

Pomysłów na to co można zrobić z filcu jest naprawdę wiele. Widziałam już filcowe poduszki, torebki, biżuterię, pokrowce na telefon czy laptopa (to z tych bardziej praktycznych) ale również przytulanki dla dzieci, ozdoby na choinkę, zawieszki na okno, czy do pokoju dziecięcego.

Filc kupuje się w kawałkach, najczęściej o wymiarach 50x50cm, ale dostępne są też większe lub mniejsze. Do zabawy z dziećmi najlepsze będą właśnie mniejsze kawałeczki filcu - łatwiej sobie z nimi poradzą.

Do rodzinnego filcowania będziemy potrzebować:
  • kilku kawałków kolorowego filcu
  • igły 
  • kolorowych nici
  • nożyczek
  • waty
  • długopisu/ lub ołówka
  • kawałku grubszego papiery/ tektury

Pracę z filcem najlepiej zacząć od projektowania. Poprośmy dzieci, żeby pomyślały co chciałyby uszyć z filcu - na początek może to być jeden pojedynczy kształt, np. słoneczko. Rysujemy je na kartce grubszego papieru lub tektury, następnie odrysowujemy kształt dwa razy na kawałku filcu. Wycinamy dwa "słoneczka" i zszywamy je nitką w podobnym kolorze. Przed zszyciem środek wypełniamy niewielką ilością waty.

Kiedy nabierzemy już trochę wprawy można zaprojektować bardziej złożone wzory, na przykład pszczółkę jak poniżej.


Osobno odrysowujemy cały odwłok, a następnie czarne paski, oczka i skrzydełko - wszystko podwójnie. Najpierw naszywamy paski i oczka, a następnie zszywamy dwa kawałki żółtego materiału, pamiętając, żeby przed całkowitym zszyciem pszczółki włożyć u góry skrzydełko, a do wnętrza watę.

Kolejny wzór to tulipan - osobo trzeba odrysować łodygę z liśćmi i kwiat (również podwójnie). Najpierw zszywamy kwiat tulipana, a przed całkowitym zszyciem pamiętamy o wsunięciu końcówki łodygi w kwiat. Watą wypełniamy tylko kwiat. Po zrobieniu kilku tulipanów można przewlec przez nie nitkę. W ten sposób będziemy mieć ozdobę do zawieszenia na przykład w oknie lub na firance.


Innym pomysłem na zawieszkę jest łańcuszek z owoców. To już bardziej skomplikowane zadanie, bo składają się z kilku elementów. Analogicznie jak przy poprzednich wzorach każdy element trzeba odrysować i wyciąć dwa razy.


Dzieci na pewno będą chciały uszyć swoich ulubionych bohaterów z bajek, czy zwierzątko lub misia - to świetny pomysł na breloczek, który mogą mieć przyczepiony do kluczy.