POZIOM: 1-3
Dokładnie rok temu pisałam o tym, jak radzić sobie z wizytami u lekarza i szczepieniami (post PAN KOTEK BYŁ CHORY...) Dziś wracamy do tematu chorowania, ale od strony bardziej domowej.
Dokładnie rok temu pisałam o tym, jak radzić sobie z wizytami u lekarza i szczepieniami (post PAN KOTEK BYŁ CHORY...) Dziś wracamy do tematu chorowania, ale od strony bardziej domowej.
Jak ustaliliśmy już wcześniej, chorowanie nie jest przyjemne, a już na pewno nie dla maluchów, które nie rozumieją co się dzieje z ich małym ciałkiem - dlaczego coś cieknie z noska, dlaczego drapie w gardle, boli główka lub szczypie w uszku. My dorośli jesteśmy dość dobrze przygotowani na radzenie sobie z takimi dolegliwościami, a i tak kiedy ich doświadczamy nie jesteśmy zbyt przyjemni, a przebywanie z nami jest lekko irytujące. Maluchy wyrażają swoje złe samopoczucie najczęściej poprzez płacz i krzyk, nie mają apetytu, trudniej je zabawić i same nie wiedzą czego chcą. Musimy wtedy odnaleźć w sobie duże pokłady wyrozumiałości aby otoczyć je w tym czasie szczególną opieką. Cierpliwość i empatia, ciekawe pomysły na zabawę, częste przytulanie, rozśmieszanie, wspólne leniuchowanie i "odpuszczenie" sobie ścisłego trzymania się codziennego harmonogramu to moje sprawdzone sposoby. Jeśli dziecko jest nauczone usypiać samodzielnie, zróbmy wyjątek i pozwólmy mu zasnąć przy nas. Dobrze zrobi też maluchowi mówienie mu o tym, że rozumiemy jak bardzo źle się czuje, a także "nagradzanie" dziecka za udaną inhalację czy przyjęcie leków małą porcją czekoladki jeśli na co dzień ją ograniczamy.
Inhalacje - to nic przyjemnego, ale jest kilka sposobów na ich oswojenie:
Inhalacje - to nic przyjemnego, ale jest kilka sposobów na ich oswojenie:
- najpierw robimy inhalacje misiowi, pokazujemy, że miś się cieszy - dziecko samo się zainteresuje i podejdzie do inhalatora, co odważniejsze maluchy będą go sobie same przystawiać do buzi;
- może to mało pedagogiczne, ale bajka skutecznie odciągnie uwagę malucha, na tyle, że będzie można go inhalować nieco z przyczajki;
- inny sposób to dokupienie przedłużacza do inhalatora, można go wtedy włączyć na noc - postawić (na przykład w przedpokoju, żeby maluch nie słyszał jego brzęczenia) i delikatnie przystawić go do buzi śpiącego malucha.
Kiedy podajemy lekarstwa:
- najlepiej używać kolorowej łyżeczki, która ma na przykład kształt zwierzątka lub wyróżnia się czymś, co przyciągnie uwagę malucha;
- dobrym pomysłem jest zrobienie z podania leku zabawy, przykładowo nalewamy syrop na łyżeczkę i kierując ją w stronę malucha mówimy: "Bzzzz... leci pszczółka leci i hop do buzi";
- pamiętajmy o wcześniejszym przetestowaniu czy lek opisany jako słodki i owocowy faktycznie dobrze smakuje. Pamiętam jak w dzieciństwie dostawałam syrop na kaszel, po którym miałam odruch wymiotny, a był reklamowany jako przepyszny syropek truskawkowo-bananowy, w dodatku był drogi (czyli wiadomo, że skuteczny) rodzice mi uwierzyli dopiero jak sami go spróbowali - ich pierwsza reakcja to sprawdzenie daty ważności ;)
- witaminki można podawać w formie cukierków i żelków, lek na gardełko może być podany w formie lizaka. Jakiś czas temu myślałam, że to marketingowa bzdura lub kolejny sposób na wyciągniecie pieniędzy od rodziców - ale to naprawdę skuteczne. Maluchy mają zadziwiająco dobrą pamięć wzrokową i potrafią całkiem nieźle kojarzyć, można je więc oszukać na "zdrowego" cukierka.
Czas choroby to zawsze czas trudny, również dla rodziców. Musimy się zmierzyć przede wszystkim z niepokojem o nasze dziecko. Widok gorączkującego, płaczącego i obolałego malucha wyprowadza z równowagi każdego rodzica. Dochodzi jeszcze obawa czy dziecko zostało dobrze zdiagnozowane i czy na pewno stosujemy się do wszystkich zaleceń lekarza i prawidłowo podajemy mu leki. Dodatkowo trzeba przyjąć lawinę tzw. dobrych rad - bo każda babcia/ znajoma/ koleżanka czy mama będzie miała inne (uwaga: nawet wykluczające się nawzajem). Trzeba się też pogodzić z tym, że nasze dziecko nie jest tak pocieszne jak zawsze - to co pomaga w tym czasie to sięgniecie pamięcią do czasów kiedy było zdrowe :) Na koniec dochodzi presja spowodowana tym, że nie ma nas w pracy i nie czarujmy się - każdy szef jest wyrozumiały i wspierający dla pracującej mamy, dopóki dziecko nie choruje dłużej niż dwa dni i nie częściej niż raz na kwartał.
Z drugiej strony, zwłaszcza dla pracujących rodziców czas choroby dziecka to jednak dodatkowy czas razem, który chociaż częściowo można spędzić w ciekawy sposób, a poza tym nadrobić trochę domowych i rodzinnych zaległości.