piątek, 27 listopada 2020

RODZINNA MIEJSCÓWKA / SZCZODRZE OBDARZONY PARK SZCZODRE

LOKALIZACJA: Ul. Spacerowa w miejscowości Szczodre, gmina Długołęka. 


GASTRONOMIA: Sezonowo pojawiają się lodo lub food-tracki, ale najlepiej zabrać swój zestaw piknikowy. 

PODZIAŁ NA STREFY: Cały teren jest świetnie zagospodarowany - obok siebie mamy kilka różnych placów zabaw, a do tego przepiękny widok na Kaczy staw z jednej strony, a z drugiej na las. Jest tu naprawdę wszystko czego każdej rodzince na spacerze w parku trzeba: dużo zieleni, woda i różne zwierzątka i żyjątka, a na tym lista atrakcji się nie kończy, ona dopiero się zaczyna...



Główa ścieżka na wejściu do parku.


Wiklinowe dziuple, idealne na zabawę w chowanego, podchody i inne zabawy terenowe.


A poniżej przegląd placów zabaw:


Trampoliny... 


... karuzele, 


huśtawki, 


...zjeżdżalnie. 


 "Norka hobbita" genialna :)


Plac na placu, więc można równocześnie doglądać starszaka i maluszka :)



Z cyklu liny, sznury...


...pajączki. 


Piasek, tony piasku...


A dla poszukiwaczy skarbów żabki czające się co kilka metrów. 


Przepiękny staw z licznymi pomostami...

 
Ścieżki piesze, rowerowe tudzież hulajnogowe...


...jest też i statek.


BEZPIECZEŃSTWO: Na szóstkę 👍.

OKOLICA: Na terenie parku znajduje się pałacyk (a dokładniej Palac Sybilli nazywany też Śląskim Windsorem) - perełka. Warto też obejrzeć zabytkowe mury okalające park.

OPIS: Park Szczodre to świetny przykład na to, jak można świetnie zainwestować unijne pieniądze - nawet największy eurosceptyk nie jest w stanie temu zaprzeczyć. Idealne położenie i potencjał już wcześniej robiły swoje, ale rewitalizacja parku zakończona w zeszłym roku sprawiła, że jest to miejsce magiczne. Park jest przepiękny o każdej porze roku. Nam udało się tam dotrzeć w nadzwyczajnie sprzyjających warunkach atmosferycznych - 15C w listopadzie🌤️🍁🍂, słoneczko, błękitne niebo i jesienne kolory. Jedyny problem dzieci tutaj to gdzie pobawić się najpierw. A rodzice muszą użyć mocnej argumentacji, żeby teren parku opuścić. Nie sposób podczas jednej wizyty skorzystać ze wszystkich atrakcji parku. Jedyny minus tego miejsca jest taki, że popularność tego miejsca sprawia, że w weekendy i święta jest po prostu oblężone - zwłaszcza w godzinach popołudniowychm. Jeśli ktoś nie lubi ścisku, pozostają godzinny poranne w weekend lub jest to jakiś pomysł na pojedynczo-dniowy urlop w podwrocławskim parku. 

Oprócz zabawy w chowanego w dziuplach oraz hasaniu po kolejnych placach zabaw skusiliśmy się na relaks nad jeziorkiem... 



... rzucanie liśćmi i...


...taaaak nasza żabka musiała się przywitać z innymi żabkami. 

niedziela, 22 listopada 2020

KĄCIK KOBIET/ MAMA WRACA DO PRACY

Moje drogie, nieważne czy jesteście na etapie "wracam do pracy po pierwszym dziecku" czy "wracam do pracy po dziecku numer dwa, trzy", decyzja o powrocie powinna być wasza i nikt nie powinien jej oceniać. Warto natomiast rozważyć wszystkie za i przeciw z mężem/ partnerem/ tatą waszego dziecka, a nawet ze starszym dzieckiem, dziadkami i gronem najbliższych przyjaciół i znajomych, ponieważ te osoby będą waszą grupą wsparcia i muszą wiedzieć jaką rolę mają do odegrania i potwierdzić, że będą wam pomagać - a wy - że jesteście gotowe takie wsparcie przyjąć. Osobiście nie wierzę w historie jak z filmu "Jak ona to robi?", że przebojowa, atrakcyjna i ambitna kobieta jest w stanie ogarnąć dom, męża, dzieci, siebie i pracę w pojedynkę i na każdym froncie świetnie sobie radzi - takie rzeczy tylko w "amerykańskich filmach" 🤭.

W rzeczywistości jeśli nie mamy wsparcia polegniemy na conajmniej jednym z tych frontów, albo na wszystkich na raz, albo na każdym po kolei. 

Co zrobić żeby się udało?

- przede wszystkim, przed powrotem do pracy omówić ze swoim przełożonym jak wyobrażamy sobie swój powrót - nie musimy wracać na cały etat, możemy pracować na 80% lub na 50% etatu przez pierwsze kilka miesięcy. Warto porozmawiać o oczekiwaniach jednej i drugiej strony, otwarcie powiedzieć o tym, że po urodzeniu dziecka jednak często zmieniają nam się priorytety i jeśli wcześniej praca była na pierwszym miejscu to teraz, owszem jest na podium, ale już nie tak wysoko;

- zapewnić dziecku najlepszą możliwą opiekę (niania, babcia lub żłobek), inaczej będziemy się zadręczać pytaniami pt. czy ja dobrze zrobiłam, czy moje dziecko poradzi sobie beze mnie. Często pierwsze tygodnie po "rozstaniu" są bardzo ciężkie, zwłaszcza jeśli się jeszcze karmi piersią. Więź z dzieckiem na poziomie emocjonalnym jest tak mocna, że często to my, mamy, nie radzimy sobie bez naszych maluszków. Przez rok nie robiłyśmy prawie nic innego poza zajmowaniem się naszym dzieckiem i domem, a teraz nagle jesteśmy poza tym "poletkiem"🙈🙉🙊. Ciężko się przestawić, ale można, a nawet trzeba. Miałam szczęście mieć przełożonych, którzy sami mają dzieci i dobrze pamiętają moment, kiedy ich żony wracały do pracy - pamiętali ile wysiłku w to wkładały i ile wsparcia musieli im zapewnić i przez to wspierali mnie najlepiej jak umieli. I nie chodzi o żadną taryfę ulgową dla mamy po-wracającej, chodzi o pewien poziom zrozumienia, zaufanie i zapewnienie przestrzeni i czasu na powrót;

- dać sobie czas - po pierwszym dziecku przez pierwszy miesiąc pracowałam na pół etatu - to dobrze mi zrobiło (tym bardziej, że zaczynałam nową pracę), a starszak mógł zacząć przygodę ze żłobkiem na pół etatu (adaptacja to rzecz bardzo indywidualna, niektóre dzieci potrzebują więcej, niektóre mniej czasu, żeby się odnaleźć w nowej rzeczywistości - założenie że nasz pierwszy dzień w pracy to jednocześnie pierwszy pełno-etatowy dzień z nianią /babcią lub w żłobku naszego dziecka jest dość ryzykowne); po drugim dziecku poszłam krok dalej - pracy nie zmieniłam, ale zespół już tak i miesiąc przed powrotem wysłałam maluszkę do żłobka na pół etatu, a ja miałam czas dla siebie (szaleństwo);

- mieć odpowiednie środowisko pracy - bardzo pomaga jeśli pracuje się w międzynarodowej firmie, która ma wypracowane standardy wspierania pracujących rodziców. W której ma się zespół ludzi, którzy Cię wspierają, a jednocześnie nie oceniają Cię przez pryzmat macierzyństwa. A także potrafią dokręcić Ci śrubkę (tudzież wbić szpilę) lub powiedzieć "weź się w garść" (w moim przypadku w garstkę) jeśli nie potrafisz odciąć od matkowania i spraw domowych w pracy - to bardzo motywuje;

- starannie zaplanować wykorzystanie zaległego urlopu po powrocie do pracy oraz strategię postępowania w przypadku nagłego zachorowania naszego dziecka lub dzieci (nie oszukujmy siebie ani naszego pracodawcy - w pierwszym roku w żłobku/przedszkolu układ immunologiczny naszych pociech przechodzi prawdziwy stres-test i kilka do kilkunastu dni opieki w miesiącu jest po prostu wpisane w ten proces). Świetnie, jeśli mamy tzw. back-up czyli babcię, która jest w gotowości przyjechać i zaopiekować się wnusią/wnuczkiem kiedy pierwszy najgorszy etap choroby pt. wysoka-gorączka-i-tylko-mama już się zakończy lub tatę, który podejmuje się opieki nad chorym maluszkiem na przemian z nami lub po zakończeniu wyżej wymienionego etapu;

- i ostatni ale najistotniejszy czynnik sprzyjający powodzeniu całej operacji pt. powrót do pracy, czyli umiejętność "odpuszczania sobie i innym". Po pierwsze chodzi o przyznanie się przed samą sobą i przed innymi, że czasem jestem bezsilna, wykończona, przytłoczona ilością pracy i obowiązków na dwóch frontach, zrobię coś później niż zakładałam lub też coś zajmie mi więcej czasu (bo nie mogę się w sobie zebrać, skoncentrować, źle oszacowałam mój poziom wiedzy, doświadczenia czy zaangażowania). Każdemu, nawet Nam, może się zdarzyć, że nie zrobimy czegoś idealnie, że o czymś zapomnimy, coś przeoczymy i trzeba dać sobie na to "przyzwolenie", a z drugiej strony dać przyzwolenie innym na zaopiekowanie się naszymi dziećmi najlepiej jak umieją (kiedy my jesteśmy w pracy) i przestać się czepiać, że ubrali je nie tak, nie domyli im buzi i rączek po zabawie/ posiłku itd.

Z doświadczenia mojego i innych znanych mi pracujących mam wynika, że to może się udać, tylko wymaga dużej współpracy i mobilizacji w domu, a także ciągłej pracy nad sobą i wsparcia na froncie zawodowym. Mam także wśród swoich przyjaciółek mamy, które zdecydowały się zajmować domem i dziećmi na pełen etat i bardzo je za to szanuję. Znam także kobiety, które nie mają i nie będą chciały mieć dzieci, ale rozumiemy się, wspieramy i szanujemy się nawzajem. Znam także wielu mężczyzn, którzy stoją za sukcesami zawodowymi swoich żon, bo wspierają je na froncie domowo-rodzinnym i się tego nie wstydzą, a nawet są z tego zasłużenie dumni ❤️. Dla mnie poziom męskości jest proporcjonalny do stopnia w jakim mężczyźni wspierają swoje kobiety i odwrotnie poziom kobiecości jest proporcjonalny... o to się chyba wszystko rozbija. 

środa, 18 listopada 2020

MAMCIA-GOTO-PIEKO-WANCIA/ MISS CUKINIA

Placki z cukinii - przepis prosty, smażenie trochę przydługawe, ale można robić coś w trakcie np. ogarniać kuchnię (przecież mamy podzielną uwagę).

Z czeluści kuchennych szafek należy wydobyć:

- patelnię 

- szpatułkę 

- miskę 

- duży talerz

- tarkę (u mnie od lat sprawdza sie ta 2-stronna marki IKEA)

- dużą łyżkę 

A składniki na placuszki to:

- 3 łyżki mąki pszennej

- 1 jajko

- 2 łyżki mleka

- 1 mała cukinia

- 1/4 małej cebuli lub ząbek czosnku

- 1 łyżka koperku (a jak komuś przykleja się do podniebienia jak moim panom to bez) 

- oliwa z oliwek (do smażenia)

Postępowanie/procesowanie jest analogiczne do przygotowania placków ziemniaczanych - więc rozpisywać się nie muszę - z tą różnicą, że z cukinią obchodzimy się trochę inaczej niż z ziemniaczkami. Dokładnie ją myjemy, osuszamy i zcieramy na grubych "oczkach" tarki. Po starciu cukinii i cebuli lub czosnku odsaczamy naszą "papkę" z nadmiaru wody i dopiero wtedy dodajemy pozostale składniki ciasta (wcześniej mieszamy mąkę z odrobiną soli/pieprzu i wlewamy mleko) na koniec dodajemy zieleninę, czyli pietruszkę i delikatnie mieszamy całość szpatułką. 

Rozgrzewamy patelnię z oliwą, nakładamy po łyżce masy (niech was nie kusi żeby dać więcej bo zepsujecie) i smażymy 2-3 minutki na jednej stronie i przewracamy na drugą.

Usmażone placki wykładamy na ręcznik kuchenny, jeśli nie lubicie jak talerz opływa tłuszczykiem. 


Dziękuję mężowi za wyprowadzenie naszej maluszki na spacerek kaloszkowy, żeby poskakała sobie w deszczu jak Peppka w kałuży. Lekko się stresuję jak jest w kuchni, a tu oliwa z oliwek skwierczy i ogólnie jest bardziej gorąco niż zwykle. 

 

Smacznego! Na koniec ekspozycja na talerzu - koniecznie z pomidorkami - żeby wyglądało jak na profesjonalnym blogu kulinarnym - spokojnie Babyground nawet nie aspiruje żeby nim być🤭.

A już niedługo - z cyklu PATENTY RODZICÓW - co zrobić jeśli maluszka nie chce sie ruszyć z kuchni, a my musimy, wróć, chcemy coś ugotować. 

środa, 11 listopada 2020

RODZINNA MIEJSCÓWKA/ PRZYKŁAD IDZIE Z GÓRY

Zapraszam na dwa place zabaw w moim rodzinnym mieście: 1-wszy powstał już kilka (jak nie kilkanaście) lat temu niedaleko Rynku. 2-gi powstał niedawno na osiedlu domków jednorodzinnych, w pobliżu lasu (skąd w dzieciństwie jeździło się na kuligi). Najlepiej dojechać tam rowerem (w ramach rodzinnej wycieczki) lub ewentualnie samochodem po drodze do Wrocławia. 

PLAC 1

LOKALIZACJA: Ul. Targowa w Górze

GASTRONOMIA: "Budka" z lodami, napojami, słodyczami i innymi (przepełnionymi cukrem) przekąskami dla dzieci 😉. 

PODZIAŁ NA STREFY: Mamy tu dwa oddzielone od siebie place zabaw: dla starszych i dla młodszych dzieci. Wokół większego placu jest żywopłot, a wokół mniejszego płot i fragment zabytkowego muru miejskiego. 


ATRAKCJE DODATKOWE: "Zegarynka" z pobliskiej wieży i kościoła 😉. 

BEZPIECZEŃSTWO: 🙂🙂

Na placu dla starszaków konstrukcja jest dość wysoka i trzeba troszeczkę dziecku pomóc, a także pilnować, żeby z niej nie spadło. Drugi plac jest dużo bliżej "ziemi". 

OKOLICA: Zabytkowa Wieża Głogowska i Ruiny Zamku - niedaleko jest też Rynek, a naprzeciwko placu można nawet zrobić zakupy w kilku sklepikach lub na targu. 

OPIS: Ten plac to bardzo dobre miejsce na zabawę przy okazji robienia zakupów lub letniego spaceru na lody. Otoczenie jest bardzo przyjemne - można opowiedzieć dzieciom o historii miasta, a jeśli nie wierzą jak dawno temu zostało założone (pierwsza wzmianka o wsi Góra pochodzi z 1155 r. z bulli papieskiej) - to fragment zabytkowych murów miejskich, wieża i zamek posłużą za dowód rzeczowy. Plac jest stworzony z myślą o małych "alpinistach", a tak na poważnie - przejście toru na placu dla starszaków wymaga od nich sporego wysiłku i sprytu. Dla mnie jest jak "runmagedon" dla przedszkolaków 😉. Plac bardzo zyskał na odmalowaniu, teraz jest kolorowy i dzieci jeszcze chętniej się tam bawią. 






PLAC 2

LOKALIZACJA: Ul. Łąkowa, również w Górze. 

GASTRONOMIA: -

PODZIAŁ NA STREFY: Plac zabaw i siłownia są od siebie oddzielone, a cały teren jest solidnie ogrodzony. 

ATRAKCJE DODATKOWE: Pomysłowa tablica z grą w "recykling" na wejściu.

BEZPIECZEŃSTWO: 🙂🙂🙂

OKOLICA: W lini prostej można dojechać do pobliskiego lasu, a w drugą stronę na nową, wybudowaną w tym roku ścieżkę rowerową do miejscowości obok. 

OPIS:

Plac jest dużo mniejszy, niż poprzedni, ale nic na nim nie brakuje - są huśtawki, drabinki, ślizgawka, piaskek i wspomniana gra ekologiczna. 

Obok, na siłowni mogą ćwiczyć zarówno rodzicie jak i starsze dzieci, chociaż niektóre maluszki (przykładowo moja), z asekuracją rodziców, nieźle sobie radzą na tzw. antylopce. 








Od czasów mojego dzieciństwa w moim mieście powstało jeszcze kilka nowych obiektów sportowo-rekreacyjnych dla tych mniejszych i większych dzieci, a te istniejące przeszły gruntowny remont. Jest basen kryty i na powietrzu, kręgielnia, profesjonalne boiska piłkarskie, stadion (na którym zimą jest organizowane lodowisko), skatepark i kilka mniejszych placów zabaw. Bardzo lubię tam wracać, nie tylko żeby spotkać się z rodziną i przyjaciółmi, ale pokazać moim dzieciom, że miasteczko w którym się wychowaliśmy (razem z mężem chodziliśmy do jednej szkoły) ma swój niezwykły urok.

sobota, 7 listopada 2020

RODZINKA NA KOZETCE/ BUNT 2-LATKA - JAK ŻYĆ?

Bunt 2-latka to temat trudny, złożony, ale mając na uwadze kto i w jaki sposób Nami rządzi, aktualny jak nigdy wcześniej. 

Poza tym, kiedy na świecie szaleje pandemia jakiegoś dziwnego wirusa, głupoty, ignorancji i braku szacunku do kogo- i czegokolwiek - ostatnią rzeczy jakiej Nam, rodzicom, brakuje to wejście naszego słodkiego maluszka w wiek buntu 2-latka.

Na początek kilka tzw. przykładów z życia-wzięte:

W samochodzie wracając ze żłobka... Maluszka: "Chcę i-ja-ooou" (czyli piosenkę). Mama posłusznie puszcza "Old McDonald had a farm" a maluszka: "NIE taką, inną chcę". 🤭


W piękny prawie-spokojny niedzielny poranek nad stawami w Trzebnicy...

Gabi: "Chcę zobaczyć kaczuszki" (podchodzimy z nią nad brzeg stawku) 

Gabi: "Nie, nie chce kaczuszki, niefajna"😭.

Tata: 🤔...

Mama: "To idziemy już do samochodu"

Gabi: "Nie chcę iść, nie do samochodu!" (odwraca się w drugą stronę i foch)


Inny przykład, był u nas kurier po paczkę. Gabi do kuriera: "To paczka dla Tomka! (wujka Tomka) zabierz ją niefajna!" 

Mama: "Przepraszam Pana, mamy tu bunt 2-latka (a Pan kurier widać też po przejściach rodzicielskich, uśmiecha się)".


Znów w samochodzie... 

“Jaką chcesz piosenkę Ryśka?" 

Gabi: "Inną" 🙈🙊🙉


Przy wieczornym usypianiu... 

Tata: "Gabrysiu tatuś położy Cię spać" 

Gabi: "Absolutnie nie, nie tatuś, z mamusią chcę" 😭

I takich historii mamy od kilku miesięcy coraz więcej. Pewnie też to przerabialiście albo aktualnie przerabiacie lub tylko obserwujecie wśród dzieci w rodzinie czy u znajomych... 

Jak sobie z tym radzić? 

Otóż odpowiedź nie jest prosta. Jako mama starszaka (który też to przechodził, ale jakoś łagodniej albo czas zatarł złe wspomnienia) nie mam jednoznacznej odpowiedzi, ale mogę się podzielić pewnymi uniwersalnymi wskazówkami (które mogą pomóc a może nawet nie zaszkodzą):

- żelazna konsekwencja: bardzo trudna sprawa, wręcz rzecz niewykonalna bo, umówmy się, prędzej czy później nawet najbardziej twardy rodzic pęknie, zwłaszcza jeśli klasyczny objaw buntu 2-latka czyli rozpętanie piekła na środku Biedry (bo kupiłaś jej jednego lizaczka, a nie dwa i za mało serduszkowego) sprawia, że ochroniarz idzie w twoją stronę 😇. 

- nie-rusza-mnie-to - postawa, która jest tak samo wymagająca (jak ta wyżej), ale czasami skuteczna. Celem ignorowania pierwszych symptomów "wścieczki" 2-latka jest zduszenie fali buntu w zarodku, coś w stylu: "nie zwracam uwagi na Twoje krzyki to może dasz sobie spokój i przestaniesz samo z siebie" (marzenie). 

- rozmowa o emocjach na chłodno - zawsze warto rozmawiać, oczywiście kiedy obie strony ochłoną, wtedy jest moment na wytłumaczenie dziecku co właśnie się zadziało; wyjaśnienie, że emocje same w sobie nie są złe, ale musimy się nauczyć (może nawet nie nad nimi panować), ale nie dać "zawładnąć" uczuciom nad nami. I to jest "apel" nie do dziecka, ale rownież do nas, rodziców. Kto nie dał się ponieść fali emocji i nie krzyczał razem z dzieckiem lub na dziecko, łapka w górę 😔. Tak... a potem wszyscy żałujemy, bo wiemy, że można było inaczej. 

- spokój i opanowanie - tak długo jak można, zdecydowanie polecam wytrwać w tej postawie 😅. 

Ciężkie, trudne, nie-wykonalne? Jeśli ktoś Wam kiedyś powiedział, że wychowanie dziecka to prosta sprawa, zwłaszcza w tych "bezprecedensowych czasach" to po prostu Was oszukał. Ale jest jeszcze gorsza opcja - nabraliście takiego przekonania po lekturze poradnika typu "Pierwszy rok życia dziecka" - stanowczo odradzam... 😜. 

Dodatkowo, sprawa mocno się komplikuje kiedy odkrywasz, że tzw. "zła karma" wraca, a to co wyprawia Twój 2-letni buntownik to tylko ułamek tego co Ty zafundowałeś swoim rodzicom w jego wieku. Przez lata myślałam, że moi rodzice ubarwiali historie o moich "odpałach" z dzieciństwa. Teraz wiem, że nic nie "ubarwili" ... Zresztą niejednokrotnie widzę sama (a otoczenie potwierdza), że bunt 2-latka nie przemija, on ewolułuje, dojrzewa wraz z nami, ale w takiej czy innej formie zostaje. I tu taka sytuacja z domu wzięta:

Mąż: Oszaleje zaraz! 

Ja: Bartosz ona ma bunt 2-latka. 

M: Tak... od pół roku. 

J: No wiesz szybciej zaczęła, skończy później niż rówieśnicy bo to kobieta przecież 😜. 

M: Taaa bunt 2-latka kończy się u kobiet przed 40-stką. 

J: Co ty nie powiesz... 

M: Albo nie, tuż przed menopauzą, a potem menopauza i całe życie z wami... PRZE***SŁODZONE oczywiście 😅. 

Mimo to, a raczej zwłaszcza dlatego, warto reagować jak najwcześniej. Rozsądek i konsekwencja rodziców oraz dziadków, czy też nauczycieli i opiekunów, niejednego buntownika sprowadziła na dobrą drogę. Szkoda, że nie wszystkim było dane... a jakie są konsekwencje przechodzenia buntu 2-latka nawet w podeszłym wieku wiemy aż za dobrze. 


A tak już całkiem poważnie, żeby zakończyć ten post jednak pozytywnie poniżej cytat z blog.OJCIEC:

"Nie ma idealnych rodziców i nie ma idealnych dzieci. Jednak jest mnóstwo idealnych momentów po drodze" 😍. 

I tego się trzymajcie na fronicie walki z buntem waszych 2-, 3-, 6-cio a w końcu i 30-paro latków z którymi postanowiliście się złączyć "węzłem małżeńskim" ❤️.