piątek, 30 października 2020

MAMCIA-GOTO-PIEKO-WANCIA/ DYNIOWA

Pamiętajcie post o kreatywności talerzowej? Jeśli tak to wiecie, że moja młodsza nie jest jakoś strasznie "otwarta" na nowości, trzyma się klasyki czyli rosołu, dlatego poniżej mój autorski przepis na dyniowkę na rosołku, czy ją to przekonało - zobaczcie poniżej. 

Podczas przygotowań wymyśliłam tytuł nowej książki Jamiego Oliviera: "W kuchni z dzieckiem - przekonaj się o ile faktyczny czas przygotowania posiłku się wydłuży" 🤫. Znając Jamiego testował to wielokrotnie, baaa będąc ojcem kilkoro dzieci nie przez przypadek opatentował zestawy obiadowe gotowe w 30, a następnie w 15 minut 🤭. 


POTRZEBNE AKCESORIA KUCHENNE:

- średniawy garnek

- nóż typu pikutek

- łyżka i łyżeczka 

- blender

i wsio

NA ZUPKĘ POTRZEBUJEMY:

- 1 małą dynię (ok. 500g po obraniu)

- 4 nieduże ziemniaki (ok. 250 g)

- 25 g masła 

- 1 małą cebulę 

- ząbek czosnku 

- 1 łyżeczkę kurkumy w proszku

- 1 puszki krojonych pomidorów (bez skórki) 

- 1 lub 1,5 szklanki rosołu (jak z pomidorową gotujemy dzień wcześniej, żeby mieć na podorędziu😉) 

- śmietanę 12%

- garstkę pestek dyni i ziarenek słonecznika. 


Dynię myję, przekrajam na pół, wyciągam pestki z miąższem i ładuję do piekarnika na ok. 15 minut, góra-dół, temperatura ok 160C. Kiedy dynia ostygnie, obieram ją ze skórki i kroję w kostkę. Co do ziemniaczków obieram, podgotowuję i też kroję w kostkę. 

Podczas nudnego czekania na podpieczenie się dyni, zatrudniłam maluszkę do pomocy, zgodnie z zasadą - wiedz co i z czym jesz. 


W większym garnku na maśle trzeba zeszklić pokrojoną w kosteczkę cebulę oraz obrany i pokrojony czosnek. Dodaję dynię i ziemniaki, doprawiam solą i wsypuję łyżeczkę kurkumy. Smażyć co chwilę mieszając przez ok. 5 minut. 


Następnie wlewam szklankę rosołu, przykrywam i zagotowuję. Zmniejszam ogień do średniego i gotuję przez ok. 10 minut. Wreszcie można dodać pomidory z puszki. Zupkę należy teraz tylko wymieszać i podgotować przez kilka minut.


Ostatni szlif - miksujemy dyniową blenderem, wlewamy do miseczki, dodajemy łyżkę śmietany i posypujemy garstką pestek/ziaren (czyli według maluszki "cukiereczków"). GOTOWE! 


Powyżej degustacja: rosołek w misce A, dyniowa w misce B i "cukiereczki" które okazały się kluczem do zachęcenia maluszki do spróbowania dyniowej nowości. Nie taka dyniowka straszna... 🎃😉. 

wtorek, 27 października 2020

PATENTY RODZICÓW/ JAK WYCHOWAĆ MAŁEGO MELOMANA

Pewnie słyszeliście, że legendarny Perfect zakończył niedawno działalność. Tak... zeszli ze sceny "niepokonani"💪. Zdałam sobie sprawę, że się na nich wychowałam, a raczej grali odkąd pamiętam (rocznik '86 - to ja) i mam z ich muzyką tyle wspomnień... - "Autobiografia" której tekst zrozumiałam dopiero w szkole średniej, "Niewiele Ci mogę dać" czy "Gdy patrzę w twoje oczy" do której tańczyło się na szkolnych dyskotekach na misia (a po latach zrozumiało się jej przesłanie) czy wreszcie "Nie płacz Ewka" do której im jestem starsza tym bardziej się przekonuję, może dlatego, że coraz mniej kolegów śpiewa (a raczej wydziera się) mi do ucha dla żartu pod koniec imprez (których już coraz mniej bo jesteśmy starsi, bo dzieci, praca i pandemia🤭)...to piękna piosenka😍. Zresztą takie teksty to już mało kto pisze i śpiewa. Kto nie był na koncercie Perfectu, kto nie zna Pana Grzegorza (nie bez powodu mam słabość do tego imienia), kto nie nuci ich piosenek podczas jazdy samochodem?! Przykładowo, tydzień temu jadąc po maluszkę, zaraz po wiadomościach w moim ulubionym radiu na R... leciało "A wokoło jest wesoło..." (teraz nawet bardziej niż bym chciała). Ciekawe czy autor się spodziewał, że ten HIT tak jak i "Chcemy być sobą..." będą jeszcze tak na czasie. Wczoraj, jadę na protest a tu "Raz po raz straszą nas..." 🙊🙈🙉. Kawał historii, w dodatku teraz zatacza koło... Dlatego mam ogromny szacunek dla tych panów, że spięli to wszystko klamrą i postanowili ogłosić koniec działalności. Trzeba wiedzieć kiedy powiedzieć sobie dość i nie stać się karykaturą samego siebie. Myślę, że im akurat to nie groziło bo talent, mądrość życiowa i charyzma obroni się w każdym wieku. Ale mimo wszystko... WIELKI szacunek. Jako trochę większa Ewa i nie największa (ale jednak) fanka - DZIĘKUJĘ❤️. 

Niestety, trudno to wytłumaczyć dzieciom w czasach kiedy piosenki typu: "Baby Baby Baby Oh" (starszych kolegów) czy "Baby Shark DooDooDooo" (tych dużo młodszych ale też zagranicznych) robią zawrotną karierę międzynarodową. 

Ale nie zrażam się: tak jak mój tata puszczał mi Queen, Pink Floyd i Sting'a oprócz Smerfnych Hitów tak teraz i ja staram się kształtować gust muzyczny moich dzieci od najmłodszych lat... a czy mi wychodzi dowiem się pewnie szybciej niż się spodziewam😉. Już teraz starszak potrafi mnie zaskoczyć, śpiewając np. szlagiery z Męskiego Grania ale coveruje też "Auslander" (tak tego zespołu na R😉) czy Edzia - piosenka nożyczkowa ("Shape of you, wiadomo😜) - i tu akurat poszedł typowo w mamuśkę - gust muzyczny mam bardzo zróżnicowany, od klasyki rocka przez Lennego do wspomnianych już panów           "zagramanicznych" (odkąd Edziu zaczął pisać temu pierwszemu piosenki to kilka nawet zgrabnych testów i melodii im wyszło 😇).

Ale o to chyba właśnie chodzi we wczesnym wychowaniu muzycznym czy językowym - musimy zapewnić dziecku tzw. INPUT czyli dać możliwość osłuchania się z muzyką i językiem - najpierw swoją/swoim, potem obcym (w przypadku muzyki innej niż sami słuchamy) - a dziecko samo podłapie tudzież wybierze to co mu w duszy gra 🥰.

Nawet jeśli to "Jadą, jadą misie..." jak u młodszej. Tolerujemy... ale uszami paruje🤭.



 

piątek, 23 października 2020

ZABAWKOWO/ LALKA SZMACIANKA

Marzyłam o tym, żeby mieć dwójkę dzieci i do tego parkę, chłopca - bo w dzieciństwie po drodze bardziej było mi z chłopakami (brat + dwóch bliskich kuzynów oraz ich koledzy to przez wczesną podstawówkę był mój cały świat 😉), a dziewczynkę - z wielu czysto kobiecych powodów, jednym z nich było obserwowanie mojej córki kiedy zacznie się bawić swoją pierwszą lalką-szmacianką. 

Stało się! Pierwszą lalkę Zuzię (w pakiecie z wózkiem) Gabrysia dostała na 1-wsze urodziny od dziadków. Nie umiała jeszcze wtedy mówić, niezdarnie chodziła, ale od razu załapała co zrobić z wózkiem, a kilka miesięcy później dała upust swojej ekspresji artystycznej i trzasnęła Zuzi smoky eyes czarną kredką (doprałam🤭). 

Na 2-gie urodziny dostała (od drugich dziadków) prawdziwą lalkę szmaciankę w pakiecie z akcesoriami typu nosidełko, butelka, kocyk i przytulanka (na zdjęciu u góry nasza lalka LILLIPUTIENS). Teraz nasza maluszka umie mówić, a raczej buzia jej się nie zamyka😉, więc obserwowanie jak rozmawia z Miłką: "kocham cię" , "nie płacz", "tuli tuli" oraz naśladuje to jak ja wcześniej opiekowałam się nią czyli pokazuje jej jak się śpi (patrz post RYTUAŁY SENNE), przykrywa kocykiem, przebiera "pampersa", karmi butlą - dla mnie to jest absolutnie rozczulające🥰. 

Jeszcze się zastanawiacie czy to dobra inwestycja zabawkowa? Podpatrywanie jak mała kobieta uruchamia w sobie przycisk pt. instynkt macierzyńsko-opiekuńczy w wieku lat 2 - jest tego warte 😅. Szmacianka to moim zdaniem absolutny must-have (przede wszystkim) dla dziewczynek. 

A poniżej nasz ZABRAWKO-RANKING🧸dla lalki szmacianki:

Zakres wiekowy: 1-10 lat

Wytrzymałość: Względnie duża, poza tym zawsze można dokleić/zszyć 😉

Bezpieczenstwo zabawy: 🙂🙂🙂

Estetyka wykonania: 🙂🙂🙂

Reakcja dziecka: 🙂🙂🙂

Poziom kreatywności uruchamianej w dziecku: 🙂🙂🙂

Opinia dziecka: "Kochana" i jak wyżej 😉.

Opinia rodziców: Moja powyżej, na WASZĄ czekam w komentarzach 🖊️.

Średni czas spędzony na zabawie: Na tyle długo, żeby wypić jeszcze ciepłą kawę/ przejechać z punktu A do punktu B bez paniki w foteliku 😅. 


wtorek, 20 października 2020

RODZINNA MIEJSCÓWKA/ STAWY TRZEBNICKIE NIEDZIELNĄ PORĄ

LOKALIZACJA: Trzebnica, ul. Leśna tuż przy Stawach Trzebnickich. 



GASTRONOMIA: 
O tym na koniec... bo na miejscu brak, ale niedaleko jest MARKIZA (ul. Bochenka naprzeciwko skweru Jana Pawła II). 

PODZIAŁ NA STREFY: Cały teren jest bardzo dobrze zagospodarowany - obok siebie mamy trzy niewiekie stawy, każdy ma "znak szczególny" pierwszy pomościk z którego można dojrzeć kaczki, drugi ma wyspę na środku, a trzeci jest najdłuższy, więc można sobie zorganizować trasę biegową wokół niego. Jest tu wszystko czego rodzince na spacerze w porządnym parku trzeba: dużo zieleni, woda i zwierzątka🦆. A także dużo więcej... 




ATRAKCJE DODATKOWE:

- stawy x3;

- plac zabaw dla dzieci;

- park dla psów - 4 Łapy;

- tężnie; oraz

- ul🍯. 



BEZPIECZEŃSTWO: Wszelkie zabezpieczenia są tam, gdzie być powinny👍. 

OKOLICA: Tuż obok jest starostwo powiatowe, za nim las, a naprzeciwko, po drugiej stronie ulicy jets hotel🏨. Niedaleko znajduje się park wodny ze strefa spa (szkoda że tymczasowo nieczynny z wiadomych powodów🤐). 

OPIS: Nie przez przypadek wybraliśmy to miejsce jako plan krótkometrażowego filmu pt. "Brzydkie Kaczątko wdg Grzesia" (zadanie domowe od pani logopedy). Gabrysia jako asystentka planu spisała się świetnie, nosiła naszą szmaciankę udającą tytułowe kaczątko i nie narzucała się, jak to zwykle ma w zwyczaju, kiedy Grześ kręci film. Pozostała na drugim planie truchtając z tatą 🐾. Grześ nagrał dwie wersje i wysłaliśmy pani obie (nie mogliśmy zdecydować która jest lepsza🤭🤩). Taki talent i zaangażowanie trzeba docenić, tym bardziej, że warunki atmosferyczne były mocno niesprzyjające (lodowaty wiatr, przez moment lekki kapuśniaczek i tylko 8 stopni na plusie brrr❄️). Po zakończeniu zdjęć, był truchcik, podskoki, rzucanie kasztanem na odległość i huśtanie na placu zabaw. 




A potem nagroda - w cudnej kawiarni MARKIZA (wypróbowanej już przez dziadków). Tam jest zdecydowanie za duży wybór, ale to nas nie tłumaczy - skusiliśmy się na kawę, lody  ciaaaacha🍦🥧☕🤫. 




Był i Daddy Shark na którego młodsza się zapatrzyła 😅. 

PS Podczas realizacji naszego krótko-metrażu ucierpiało jedno szmacianke kaczątko - "oczko mu się odczepiło" i zginęło w czeluściach mojej torebuni (szanse na odnalezienie są marne albo wręcz nikłe😜). 


sobota, 17 października 2020

DOMOWE PATENTY/ Jak odświeżyć Las w Słoiku (LS) w kilku prostych krokach

Moda zawsze wraca, czasami w zaskakujący sposób. Pamiętacie badziewne kaktusiki w szklanej skrzynce na złotych piaskach? Teraz znów mamy szkło, piasek i rośliny w iście hipsterskim stylu jako Las w Słoiku (LS), wiadomo, w odpowiednio wysokiej cenie🤭. 

Rok temu, dostałam na gwiazdkę mój wymarzony słoik z bajerkiem o który tylko mój mąż mógł się postarać - podświetlany💡. 

Niestety zasuszyłam paprotki - bojąc się, że je przeleje - nie dolałam 😭. 

Szkoda było mi strasznie tego mojego LS, więc postanowiłam go od-świeżyć (a raczej w moim przypadku od-ratować). A oto mój patencik:

    1. Kupujemy nowe roślinki w znanym markecie budowlanym na L jak Leroy Merlin; 

    2.Pożyczamy kilka akcesoriów z zestawu do eksperymentów dzieci; 


3. Uśmiechamy się szeroko do Pana za ladą hipsterskiej kwiaciarni, żeby dał nam na wypróbowanie torebeczkę torfu;

    4.Następnie czekamy, aż najmłodsza uśnie albo pójdzie z dziadkami na spacer i działamy. 

Efekt PO:



środa, 14 października 2020

KĄCIK EKSPERTA: RODZIC W SZKOLE

Inspiracją do napisania tego postu był filmik podbijający Internet we wrześniu:

https://youtu.be/dlJeAuogCPU.

Typy matek w szkole - kto rozpoznał siebie, łapka w górę! ✋

Ale pójdźmy krok dalej i weźmy pod lupę relacje rodzic-nauczyciel... 🧐

Wielu doświadczonych nauczycieli żartuje, że z uczniami zawsze chociaż w pewnym stopniu można się porozumieć, z ich rodzicami niekoniecznie. I coś w tym jest😅. 

Niektórzy z was wiedzą, że otarłam się o karierę pedagogiczną, jako nauczycielka angielskiego. Moja pani promotor żałowała, że "taki talent pedagogiczny się marnuje", ale cóż... postanowiłam zakończyć przygodę pt. anglistka na etapie "po praktykach i 3 latach udzielania korepetycji". Zawsze mogę do tego wrócić, fach w ręku mam - kurs pedagogiczny zrobiony, tytuł mgr też... 

Co mnie zraziło? Już nawet nie ogrom czasu jaki poświęcałam na przegotowywanie tzw. teaching aids oraz konspektów lekcji i tachanie tego wszystkiego na/z lekcji, ani to że uczniowie od gimnazjum w górę brali mnie za nową koleżankę w klasie a nie praktykantkę 😉. Rodzice moich uczniów podczas praktyk mieli pretensje, że nie "przerabiam podręcznika", ja sobie założyłam że to z nimi robi ich nauczyciel, a ja jako praktykantka mogę wybrać ciekawy temat i potraktować język angielski jako narzędzie - mieliśmy np. lekcję geografii po angielsku, zakupy po angielsku, quizy itd. Była mama, która miała pretensje, że jej córka dostała od praktykantki jedynkę za brak podręcznika (nie miała go przez kilka lekcji z rzędu, a jak zapytałam dlaczego to powiedziała że nie zmieścił jej się do torebki) - mama wersję podtrzymała 😉. To mnie zniechęciło do wejścia w dalszą dyskusję 🙈.

Jeśli chodzi o korepetycje to tu spotkałam trzy typy rodziców:

a) Rodzic wspierajacy - dwie siostry liceum i szkoła podstawowa - kulturalne, dobrze wychowane, mądre, zdolne i zmotywowane - rodzice wspierający i nauczyciela i dzieci; rodzice byli bardzo zorientowani w szkolnej rzeczywistości i specyfice przedmiotu, słuchali dzieci i mnie. 

b) Rodzic (nad) zaangażowany - chłopcy odpowiednio (wtedy jeszcze) z gimnazjum i szkoły podstawowej - mama ingerująca w zadania domowe, pani-dobra-rada, w pokojach chłopców syf, ale ona zawsze musiała wtrącić swoje, wiedziała lepiej, krytykowała szkolnego anglistę i podstawę programową przy dzieciach: "robią za mało, z Panią niewiele więcej", nie widziała braku predyspozycji językowych swoich dzieci i ich kompletnego braku zaangażowania - przebijała je swoim 🤭. 

c) Rodzic nie(zaangażowany) chłopiec ze szkoły podstawowej, tata sportowiec, mama business woman, przez 2 lata widziałam ich może 2-3 razy, chłopiec zdolny, mądry, ale zaniedbany przez rodziców, chciał się wygadać, był zdziwiony, że ktoś poświęca mu tyle czasu i przygotowuje lekcje pod niego tzn. zgodnie z jego zainteresowaniami piłkarskimi, w pokoju bałagan, czasem zapominał, że miałam przyjść 😉. 

Poznałam tą społeczność też z drugiej strony jako rodzic dziecka żłobkowego, a następnie przedszkolaka i teraz wczesno-szkolniaka i powiem jedno - obserwując różne sytuacje na zebraniach czy przy odbieraniu lub przyprowadzaniu dzieci - momentami  nauczycielom i dzieciom współczuję 😔. 

A okiem eksperta, nauczycielki z ponad 30-letnim stażem pracy wygląda to tak:

Ja: Najgorszy typ rodzica do współpracy? 

Ekspert: Rodzic roszczeniowy o wszystko ma pretensje, a od siebie nie daje nic. 

J: Czego rodzice nie powinni nigdy robić przy dziecku w szkole? 

E: Rozmawiać przy dziecku z nauczycielem i podważać jego autorytet.

J: Co psuje relacje rodzic-nauczyciel? 

E: Gdy rodzic nie przyjmuje żadnych niekorzystnych informacji na temat dziecka, w każdej sytuacji ma swoją wizję, opiera się tylko na informacji od swojego dziecka. Często pomija nauczyciela i wychowawcę, a biega na skargę do dyrektora.

J: Rady dla rodziców? 

E: Wysłuchaj dziecka i rozmawiaj z nauczycielem, wykaż chęć współpracy z nauczycielem.

J: Czy covid to dodatkowe wyzwanie dla relacji rodzic-nauczyciel? 

Rodzic musi zadbać o to żeby dziecko podporządkowało się procedurom i było świadome, że dba o zdrowie innych i swoje.

niedziela, 11 października 2020

MAMCIA GOTO-PIEKO-WANCIA/ Marchewkowe domki

Naprawdę długo zastanawiałam się czy zainaugurować ten kuchenny kącik; temat jest dość mocno oklepany - telewizyjnie, blogersko i książkowo. Niemniej zrobię to, ale po swojemu. Oczywiście, bez pomocy sztabu asystentów - raz, że mnie nie stać, a dwa - stawiam na naturalność. Przepisy może nie autorskie, ale latami udoskonalane i sprawdzają się na rodzinie i znajomych. Za to pomysły, wykonanie i satysfakcja moja i Ryśki (jestem z niej bardzo dumna, że w tym roku na dobre złapała bakcyla kuchennego - zainwestowanie w jej pierwszą drewnianą kuchnię i ustawienie jej w mojej było tego warte 🤭) nasze, nasze i trochę już wasze. 


Zaczynamy! 

POTRZEBNE AKCESORIA KUCHENNE:

- silikonowa foremka do ciasta - my zrobiłyśmy domki (taki falstart przed świętami, w grudniu spróbujemy z ciastem piernikowym - będzie klimat☃️) 

- kilka misek (takich w których najlepiej wam się przygotowuje składniki/ ciasto) 

- łyżka i łyżeczka

- szpatułka (najlepiej z silikonową końcówką) 

- blender 

- mikser

i wsio 

Na zakupach trzeba się zaopatrzyć w/ lub odnaleźć w czeluściach kuchennych szafek i bezkresie lodówkowym... 

NA POLEWĘ:

- ok. 400g cukru pudru

- 100g kremowego białego serka 

- 50g masła 

- kolorowa posypka i pisaki do dekorowania (jeśli chcecie zachęcić dzieci do zabawy w kuchni) 

NA CIASTO MARCHEWKOWE:

- 2 jajka

- 200g cukru trzcinowego

- 150ml oleju roślinnego

- 200g startej marchewki 

- garść orzechów brazylijskich (można włoskich lub laskowych, ale te wymiatają) 

- garstka wiórków kokosowych (można 50g jak wolicie tak precyzyjnie) 

- 200g mąki tortowej

- po małej łyżeczce: cynamonu, sody i soli (cynamonu daję praktycznie 1,5 łyżeczki) 

- 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia (bez też wychodzi) 

WYKONANIE:

Najpierw polewa - ucieramy serek wraz z masłem, stopniowo dodajemy cukier puder cały czas ucierając i co jakiś czas próbując czy już mamy odpowiedni smak i konsystencję. Wstawiamy do lodówki aby polewa nieco stężała (nie więcej niż 30min). Można posiłkować się mikserem, ale nie trzeba 🤫. Polewę można też zrobić kiedy ciasto już stygnie (tę opcję wybrałyśmy). 

Teraz wyciągamy dużą miskę - tą jedna jedyną w której z reguły ciasto wychodzi - ubijamy jajka (aż podwoją objętość), następnie dodajemy cukier i dalej ubijamy aż masa będzie w miarę gładka i puszysta - bez miksera raczej się nie uda - kiedy jest wciąż odpalony na wysokich obrotach dolewamy ciągłym, cienkim strumieniem olej - ostrożnie połowa poszła za miskę nie raz 😜. 



Do powstałej masy dodajemy marchewkę, orzechy, wiórki kokosowe i delikatnie mieszamy naszą ulubiona łychą do ciasta. Wystarczy dodać jeszcze mąkę (jak już jesteście na poziomie masterchief to przesianą), cynamon, sodę, proszek do pieczenia i sól - mieszkamy i ciasto gotowe. Umiejętnie przekładamy je do naszej silikonowej foremki - pozostawiając trochę miejsca (ciasto wyrośnie) a na koniec potrząsamy delikatnie foremką. Jeśli zostanie wam trochę ciasta, przełóżcie je do małych glinanych foremek do pieczenia/ lub silikonowych formek do mufinek. 

Ciasto pieczemy przez ok. 45 min w piekarniku nagrzanym do ok. 150C (termoobieg czy góra-dół to już w zależności od tego jak dobrze znacie swój piekarnik). Gdybym była Jamie Olivierem napisałabym żeby odpalić piekarnik zaraz po tym jak zabraliście się za polewę - ale zrobiliście to PRAWDA?! Ponieważ a) macie dzieci i wiecie że szybko szybko bo nie ma czasu lub b) jesteście już zaprawieni w kuchennym boju c) oglądaliście/ czytaliście Jamiego Oliviera w kuchni🤩. 

Następnie najnudniejsza dla maluszki, a najbardziej stresująca dla mnie cześć akcji czyli samo pieczenie. Często kiedy już zaglądam przez szybkę do piekarnika orientuję się, że któryś ze składników, które miałam dodać został na blacie - nie dzisiaj, ufff... 👍. 

Po ok. 45min wyciągamy foremkę i upewniamy się, że z wierzchu nie za bardzo się przypaliło, a w środku się upiekło - chwyt z drewnianym patyczkiem/ lub wykałaczką. 

Teraz to dopiero nuda - czekamy aż wystygnie - Ryśka zrobiła sobie przerwę na loda wodnego żeby ochłonąć, a potem jak zobaczyła co nam wyskoczyło z foremki z zapałem zabrała się do pracy. 

Chyba jednak ona miała więcej zabawy niż ja na tym etapie - mama pacnęła domki polewą, a Gabi zabrała się za dekorowanie. Kiedy już ozdobiła wybrany przez siebie domek mama mogła zająć się resztą 🙃. 



Domki trochę "wyrosły" ponad foremkę, także żeby stabilnie je postawić trzeba je trochę podciąć. Tych ścinków jednak nie wyrzucamy, tylko smarujemy polewą (gdybym była influencerką kulinarną napisałabym, że w ten sposób propagujemy trend zero waste w kuchni - szczerze, do porannej niedzielnej kawy muszę zjeść coś słodkiego zanim goście przyjadą - te marchewkowe pół pączki świetnie się do tego nadają😉). 

Udało się skończyłyśmy! I tylko jeden domek zjadłyśmy od razu, reszta trafiła do lodówki (ze względu na polewę). 

Popołudniu będziemy się cieszyć pysznym ciastem marchewkowym w rodzinnym gronie. 

A wczoraj co się na-gimnastykowałam ogarniając kuchnię to moje 🤸. Jestem pewna, że kawałki posypki, a szczególnie kuleczki, będę znajdować jeszcze kilka dni po tym, jak domki znikną 🤫. Magia domowego pieczenia z dziećmi 🧚‍♀️.


środa, 7 października 2020

PATENTY RODZICÓW / RYTUAŁY SENNE!

Zacznijmy od tego, że przy pierwszym dziecku nie dopuszczałam do siebie myśli, że fakt, że śpi mało w dzień oraz zaczęło przesypiać noce dopiero po 1wszym roku życia jest naturalną częścią jego rozwoju. Przy drugim zaczęłam się zastanawiać 🤔albo ja mam takiego pecha, że drugie jeszcze "gorzej" śpi (w dzień drzemka max. 30min w porywach do godziny ciągiem / w nocy pobudka co 2-3 godziny a rano 5:30 max. 6:00 "Dzień Dobry mamo i tato" i tak do 9 m-sca a potem powoli - za powoli - ciut lepiej) albo dzieci po prostu uczą się spać w ciągu pierwszych dwóch lat życia i jak w wielu innych aspektach rozwoju robią to po swojemu, a nie po rodzicowemu (patrz post: http://babyground.blogspot.com/2020/10/patenty-rodzicow-sniadaniowo-kolacyjna.html). 

Wszelkie wątpliwśi rozwiało (poza rozmowami z innymi rodzicami) obejrzenie serii dokumentalnej o Niemowlętach na znanej platformie na N - odcinek pt. Sen to było takie odkrycie, że sama nie mogłam kilka nocy spać🤭. 

Teraz już wiem, że sen to kwestia indywidualna i moje dzieci nie robiły ani mnie ani sobie na złość, one po prostu się uczą / uczyły jak spać, a ja im w tym bardziej lub mniej pomagałam lub momentami przeszkadzałam. 


Przykład z przedwczoraj: 

Mąż: "Gabrysiu idziesz spać z tatusiem?"

Gabi: "Na pewno nie" 

Znacie to pewnie od kąpieli jest tata, od usypiania mama. 

Wczoraj... 

Ja: "Gabrysiu czy jesteś zmęczona?" 

Gabi: "Troszeczkę"

Ja: po spojrzeniu na zegarek: "Twoje powieki stają się coraz cięższe... (po chwili refleksji, zaśmiawszy się z samej siebie) mamusia jest już naprawdę zmęczona, wiesz" 😜. 

Usypiana przez babcię w weekend testowała na ile babcia zapamiętała nasze wskazówki na temat usypiania: "Babciu ja kaszle, słyszysz kaszle" 😂 ehehehem...

Żelazna zasada: Podczas usypiana nie nawiązuj kontaktu wzrokowego/ werbalnego i nie reaguj na zaczepki 😉.

A inne stalowe PATENTY obejmują:

- Stałe godziny wieczornych rytuałów - a) wspólna kolacja, b) spokojna zabawa, c) kąpiel, d) czytanie, e) usypianie z butlą przy zgaszonym świetle raz z mamą, raz z tatą (odkładanie do łóżeczka o ile już jesteście na tak dobrym etapie); 

- Mniej więcej stałe godziny kładzenia dziecka na drzemkę w ciągu dnia (zbliżone do tych żłobkowych lub przedszkolnych);

- Wyczuwanie momentu kiedy dziecko jest trochę zmęczone, ale nie tak bardzo, żeby rozpętać piekło ze zmęczenia, przez co jesteście zmuszeni pominąć kroki a-d i jedną ręką robić butlę, a drugą przebierać maluszka;

- Usypianie przy przygaszonym świetle tak, ale wynalazki typu szum-misie albo usypianie w bujaczku/ foteliku samochodowym raczej nie - dziecko jak będzie chciało to zaśnie zawsze i wszędzie;

- Nocna konsekwensja, wiadomo żelazna: odkładanie dziecka do łóżeczka za każdym razem jak się obudzi w nocy, odstawienie nocnej butli przed 2gim rokiem życia itd. (Przyznam się od razu - my polegliśmy - dalej butla wjeżdża między 1:00 a 2:00 w nocy i do rana najczęściej maluszka śpi z nami 😅;

- Nie nakręcanie się, że to wasza lub dziecka wina, że długo usypia/ często się budzi/ chce jeść w nocy albo co gorsza bawić się z wami/ lub wstaje z kurami zwłaszcza w weekendy - to tylko dłuższy lub krótszy etap, ale trzeba przez to przejść 💪. 

A na koniec trochę z przymrużeniem oka lista tak zwanych do's & don'ts:

- Nigdy nie planuj czego to nie zrobisz podczas drzemki dziecka w dzień, skończy się tak, że obudzi się po 15-30min, a ty nie zrobisz nic zajęty(-a) planowaniem;

- Podobnie, nie nastawiaj się, że usypianie zajmie Ci dzisiaj tylko 15min - wiedz, że nigdy nie wiesz - lepiej założyć że się przeciągnie jak zawsze i pozytywnie się rozczarować;

- Staraj się nastawiać pozytywnie przed rytuałem usypiania, no pressure 😉;

- Przeważnie sprawdza się wymęczenie towarzystwa na świeżym powietrzu: wybiegany spacer, rowerek, hulajnoga czy wyprawa chociażby na osiedlowy plac zabaw sprawia, że śpią jak susełki (my rodzice w sumie też);

- Nie popełnij tego błędu i nie odkładaj maluszka do łóżeczka/ wózka (jeśli uśnie gdzie indziej) ZBYT wcześnie, ten błąd kosztuje Cię w najlepszym razie - chwilę histerii, w najgorszym - zaczynanie akcji od początku albo obudzenie się dziecka już na dobre (literatura poradnikowa dla rodziców często udziela wskazówek typu: odłóż dziecko po 15min/ lub kiedy jego rączka bezwiednie opada... serio? trochę wprawy i bezbłędnie będziecie wyczuwać moment odpłynięcia maluszka w krainę snu 😴. 

A jak tam dzisiaj u was? U nas udało się za drugim podejściem. Po wypiciu butli na dobranoc było: "Poczytasz mi?". Poczytali, a przy drugim podejściu sami mało nie usnęliśmy 😂. Moje powieki stają się coraz cięższe 😉. 

czwartek, 1 października 2020

PATENTY RODZICÓW/ Śniadaniowo-kolacyjna kreatywność talerzowa

Moi drodzy, nie przez przypadek ten nowy cykl nazywa się PATENTY RODZICÓW. Jak wiemy, model partnerski sprawdza się na co dzień, prawda panowie?! A przynajmniej momentami sprawdza się w kuchni😉. 

Nie jestem dietetykiem, ani ekspertem kulinarnym, mam za to ponad 7-letnie doświadczenie w karmieniu dziecka, w dodatku okrzykniętego "niejadkiem" w wieku do lat 3 oraz dzieckiem "wybrednym kulinarnie" od lat 3 do dzisiaj😉. No właśnie, a co to znaczy, że dziecko jest niejadkiem? Nie je nic, czy nie je tego co chcielibyśmy żeby zjadło, wtedy kiedy uważamy, że powinno zjeść i w ilości zalecanej przez pediatrę /dziadków/ inne mamy? 

Takie "metkowanie" dziecka od pierwszych dni jego życia jest krzywdzące nie tylko dla niego, ale również dla debiutujących mam, prawda?! 

A w drugą stronę, ile razy to słyszałam określenia dzieci, które lubią jeść typu "młockaria", "żarłoczek" itd. A dzieci wybredne mają "te ich fanaberie jedzeniowe"🥴. 

Karmienie piersią, a później pierwszymi papeczkami i pokarmem stałym to trudny i złożony temat. Pochylę się nad jego jednym małym błachym aspektem: śniadaniowo-kolacyjną kreatywnością rodziców na talerzach dzieci. 

Kto z was zrobił kiedyś myszkę z jajka i rzodkiewki lub muchomorka z jajka, pomidora i majonezu ze specjalną dedykacją dla maluchów?! Łapka w górę 👍 I co warto było? Zjadły?! 😅. 


U nas przedstawia się to następująco:

Reakcja szkolniaka: "Po co mi dajesz takiego jeżyka z ogórka? To dla bobasów!" 

Reakcja maluszki: "Jeżyk jeżyk mamo jeżyk piiii piii wiewiórka zje Gabrysia" (salwa śmiechu)!

Kiedyś zrobiłam Złomka z chleba razowego i ogórka - to był szczyt mojej kreatywności śniadaniowej dla małego fana Aut 🤭. 

Zastanówmy się co chcemy osiągnąć, czy jedzenie ma być zabawą? Czy ma ładnie WYGLĄDAĆ? Powinno wyglądać przede wszystkim apetycznie, a nie tak "bajecznie", że dzieciom szkoda będzie je zjeść albo co gorsza przeżyją duży zawód na stołówce żłobkowej czy przedszkolnej. Ciocie czy też dziadkowie (zwłaszcza na wieczorno-nocnej zmianie) też mogą mieć nie lada problem kiedy młodsza na widok talerza zaczyna zanosić się płaczem i KRZYCZEĆ: Jeżyka daj mi !!! 

Chyba, że starszak jest na posterunku - w nim nadzieja dla babci😉. 

Trzeba też uważać z pomysłem... mężulka podczas lockdown-u na wiosnę poniosło i zaserwował dzieciom ośmiornice z parówek. Starszak był zachwycony, pół dnia próbował wpaść na to jak makaron został wetknięty w parówkę 🤓, natomiast młodsza... miała w oczach strach 🙉🙊🙈. 

Moje patenty to:

- przede wszystkim dbać o zdrową zbilansowaną dietę dziecka - stawiać na różnorodność, a nie udziwnienia (to bardzo trudne w realizacji, ale staram się i czasem mi wychodzi😉);

- jak najwcześniej wprowadzić tzw. szwedzki stół na śniadanie i kolację - dzieci same mogą skomponować swój "talerzyk" oraz uczą się samodzielności przy stole (tak jest ryzyko, że wszystko będzie usmarowane masłem, a warzywka wylądują na podłodze);

- co jakiś czas zaserwować dzieciom nowość i zachęcać je do jej spróbowania, zanim wyrobią sobie opinię kulinarną na jej temat (nie-ciem, nie-fajne brzmi znajomo?😂);

- nie przejmować się uwagami, że dziecko je za mało/ lub za dużo od osób postronnych - jak to powiedział kiedyś mojej mamie bardzo dobry pediatra: "dziecko je tyle ile potrzebuje"👍;

- nie nakręcać się, że zła karma wraca widząc co twoje dzieci wyrabiają przy stole. Ja mam na koncie rzucanie wątróbką pod stół w przedszkolu, rzucenie talerzem gorącej zupy w talerz dziadka (bo ja już nie chcę) i ukrywanie niezjedzonej szynki w wazonie u babci 😇. Mam nadzieję, że na to nie wpadną🤫. 

Na koniec moja autorska wersja mema krążącego po blogach/grupach dla rodziców:

Dla dzieci:

Dla męża:

Dla żony:

A na deserek, wczorajsze zaopatrzenie na żłobkową imprezę urodzinową młodszej... bezglutenowe chrupki kukurydziane, gryczane oraz jaglane 🤭. Panie wykazały się mistrzowskim poziomem kreatywności i zrobiły jej torcik z wafla ryżowego 👍. Co za czasy 🙊🙈🙉.