Naprawdę długo zastanawiałam się czy zainaugurować ten kuchenny kącik; temat jest dość mocno oklepany - telewizyjnie, blogersko i książkowo. Niemniej zrobię to, ale po swojemu. Oczywiście, bez pomocy sztabu asystentów - raz, że mnie nie stać, a dwa - stawiam na naturalność. Przepisy może nie autorskie, ale latami udoskonalane i sprawdzają się na rodzinie i znajomych. Za to pomysły, wykonanie i satysfakcja moja i Ryśki (jestem z niej bardzo dumna, że w tym roku na dobre złapała bakcyla kuchennego - zainwestowanie w jej pierwszą drewnianą kuchnię i ustawienie jej w mojej było tego warte 🤭) nasze, nasze i trochę już wasze.
Zaczynamy!
POTRZEBNE AKCESORIA KUCHENNE:
- silikonowa foremka do ciasta - my zrobiłyśmy domki (taki falstart przed świętami, w grudniu spróbujemy z ciastem piernikowym - będzie klimat☃️)
- kilka misek (takich w których najlepiej wam się przygotowuje składniki/ ciasto)
- łyżka i łyżeczka
- szpatułka (najlepiej z silikonową końcówką)
- blender
- mikser
i wsio
Na zakupach trzeba się zaopatrzyć w/ lub odnaleźć w czeluściach kuchennych szafek i bezkresie lodówkowym...
NA POLEWĘ:
- ok. 400g cukru pudru
- 100g kremowego białego serka
- 50g masła
- kolorowa posypka i pisaki do dekorowania (jeśli chcecie zachęcić dzieci do zabawy w kuchni)
NA CIASTO MARCHEWKOWE:
- 2 jajka
- 200g cukru trzcinowego
- 150ml oleju roślinnego
- 200g startej marchewki
- garść orzechów brazylijskich (można włoskich lub laskowych, ale te wymiatają)
- garstka wiórków kokosowych (można 50g jak wolicie tak precyzyjnie)
- 200g mąki tortowej
- po małej łyżeczce: cynamonu, sody i soli (cynamonu daję praktycznie 1,5 łyżeczki)
- 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia (bez też wychodzi)
WYKONANIE:
Najpierw polewa - ucieramy serek wraz z masłem, stopniowo dodajemy cukier puder cały czas ucierając i co jakiś czas próbując czy już mamy odpowiedni smak i konsystencję. Wstawiamy do lodówki aby polewa nieco stężała (nie więcej niż 30min). Można posiłkować się mikserem, ale nie trzeba 🤫. Polewę można też zrobić kiedy ciasto już stygnie (tę opcję wybrałyśmy).
Teraz wyciągamy dużą miskę - tą jedna jedyną w której z reguły ciasto wychodzi - ubijamy jajka (aż podwoją objętość), następnie dodajemy cukier i dalej ubijamy aż masa będzie w miarę gładka i puszysta - bez miksera raczej się nie uda - kiedy jest wciąż odpalony na wysokich obrotach dolewamy ciągłym, cienkim strumieniem olej - ostrożnie połowa poszła za miskę nie raz 😜.
Do powstałej masy dodajemy marchewkę, orzechy, wiórki kokosowe i delikatnie mieszamy naszą ulubiona łychą do ciasta. Wystarczy dodać jeszcze mąkę (jak już jesteście na poziomie masterchief to przesianą), cynamon, sodę, proszek do pieczenia i sól - mieszkamy i ciasto gotowe. Umiejętnie przekładamy je do naszej silikonowej foremki - pozostawiając trochę miejsca (ciasto wyrośnie) a na koniec potrząsamy delikatnie foremką. Jeśli zostanie wam trochę ciasta, przełóżcie je do małych glinanych foremek do pieczenia/ lub silikonowych formek do mufinek.
Ciasto pieczemy przez ok. 45 min w piekarniku nagrzanym do ok. 150C (termoobieg czy góra-dół to już w zależności od tego jak dobrze znacie swój piekarnik). Gdybym była Jamie Olivierem napisałabym żeby odpalić piekarnik zaraz po tym jak zabraliście się za polewę - ale zrobiliście to PRAWDA?! Ponieważ a) macie dzieci i wiecie że szybko szybko bo nie ma czasu lub b) jesteście już zaprawieni w kuchennym boju c) oglądaliście/ czytaliście Jamiego Oliviera w kuchni🤩.
Następnie najnudniejsza dla maluszki, a najbardziej stresująca dla mnie cześć akcji czyli samo pieczenie. Często kiedy już zaglądam przez szybkę do piekarnika orientuję się, że któryś ze składników, które miałam dodać został na blacie - nie dzisiaj, ufff... 👍.
Po ok. 45min wyciągamy foremkę i upewniamy się, że z wierzchu nie za bardzo się przypaliło, a w środku się upiekło - chwyt z drewnianym patyczkiem/ lub wykałaczką.
Teraz to dopiero nuda - czekamy aż wystygnie - Ryśka zrobiła sobie przerwę na loda wodnego żeby ochłonąć, a potem jak zobaczyła co nam wyskoczyło z foremki z zapałem zabrała się do pracy.
Chyba jednak ona miała więcej zabawy niż ja na tym etapie - mama pacnęła domki polewą, a Gabi zabrała się za dekorowanie. Kiedy już ozdobiła wybrany przez siebie domek mama mogła zająć się resztą 🙃.
Domki trochę "wyrosły" ponad foremkę, także żeby stabilnie je postawić trzeba je trochę podciąć. Tych ścinków jednak nie wyrzucamy, tylko smarujemy polewą (gdybym była influencerką kulinarną napisałabym, że w ten sposób propagujemy trend zero waste w kuchni - szczerze, do porannej niedzielnej kawy muszę zjeść coś słodkiego zanim goście przyjadą - te marchewkowe pół pączki świetnie się do tego nadają😉).
Udało się skończyłyśmy! I tylko jeden domek zjadłyśmy od razu, reszta trafiła do lodówki (ze względu na polewę).
Popołudniu będziemy się cieszyć pysznym ciastem marchewkowym w rodzinnym gronie.
A wczoraj co się na-gimnastykowałam ogarniając kuchnię to moje 🤸. Jestem pewna, że kawałki posypki, a szczególnie kuleczki, będę znajdować jeszcze kilka dni po tym, jak domki znikną 🤫. Magia domowego pieczenia z dziećmi 🧚♀️.